W sumie dzisiaj było też ciekawie. Próba zespołu, bolą mnie palce jak nigdy.
A teraz krótko: idę spać i postaram się tu nie pojawiać. Dobranoc.
Nie jest źle, nie, wcale, ani trochę. Właściwie to mam już trochę bardziej wyjebane, od nowa się uczę tej sztuki. Sztuki bycia samym? Być może. Ostatnio gdzieś zgubiłem swój dobry humor, swoją radość, tak, to chyba poniedziałek był, wtedy ostatnio ją widziałem. Widziałem też, jak zaczyna powoli znikać, uciekać.. Żyję sobie w zmęczeniu bezsensownym zniechęceniu i -nej bezsilności braku ochoty whatever kropka. Wpierdalam co mi się na oczy pokaże i nie, nawet jeżeli czuję, że jestem zatkany. Piję nadzwyczajnie dużo. Śpię, ile tylko mi na to pozwalają możliwości. I nie przybieram nic a nic. Pewnie za chwilę zacznę chudnąć... Z pełnym balastem, czyli najedzony aż po same gardło i napity i wgl, ważę może z półtora - 1.5 - kilo więcej, niż na głodniaka, z rana: ~51.5/51.8 . Przy wzroście takim całkiem, niecałe 170. Oby tylko do środy za dwa tygodnie - żeby zarobić na pudełko czekolad, muszę przekraczać 50kg. Nawet jeszcze z ostatniego razu została mi jedna...otworzyłem dziś, wziąłem kawałek, po czym odkryłem, że nie mam ochoty, nie lubię...ale i tak wziąłem jeszcze dwa. Teraz się powstrzymuję, jakoś idzie - bo już dawno bym wtrynżolił całość, a potem zastanawiał się czemu i mówił sobie, że po co.. Wczoraj na kolację poszły trzy bułki, które dopchałem jogurtem, a do całości jeszcze herbata... Kurczę, leki muszę wziąć, zw. ... Dobra. Brzuch mnie boli już, ale i tak jem i piję dalej...za mną tylko zostaje ścieżka z butelek i kartonów po sokach przecierowych, kubuś, inne.. 5 w ciągu ledwie 3 dni, grejt.
Ale wcale 'tak' 'gorzej' nie jest. No dobra, jest źle. Ale. Nie zamulam, po prostu zszedłem z obrotów i leżę plackiem. Nie myślę o złych rzeczach, gdzieś zginęły, hue hue. Słucham przymulającej muzyki, która jednak nie zawsze nakłania do dołowania się. Röyksopp - The Fear , na przykład. Wciągające, momentami psychodeliczne, ciekawe brzmienie, no i energiczne, jak na ten utwór. Jeśli zechcę, to nawet się przy tym pobujam, a co!.. Następny utwór jednak, Coming Home, już taki uniwersalny nie jest, zresztą można po samym tytule co nieco wywnioskować. (...) Generalnie(o tym już też coś pisałem).; no nie jest źle, póki się uśmiecham, podchodzę do wszystkiego na luzie, pocieszam sam siebie jak najlepszy przyjaciel(no dobra, to nie jest dobre, tzn odpowiednie) i uspokajam, nie przejmuję się zanadto, śmieję się.. W kwestii uśmiechania, śmiania się, jest jednak to tylko tak: bo jeżeli, to najprawdopodobniej myślę o czymś dla mnie miłym, najbliższym, może o pomysłach na czyjeś urodziny lub raczej o radości, jaką by to sprawiło drugiej osobie. Wtedy naprawdę wydaje się być to prawdziwe i szczere. Szkoda tylko, że to tylko pomysły, plany...a nie rzeczywistość. ... Brakuje mi pełnego towarzystwa kogoś z przyjaciół. Chciałbym przez chwilę nawet, by ktoś się mną zaopiekował, pobył, posiedział, żebym nie musiał sam do siebie mówić: "ciii, spokojnie, już dobrze...nic się nie dzieje, uspokój się, nie ma się czym i o co martwić." . Mam od groma pomysłów na spędzenie czasu, wiele słów do wypowiedzenia, a tak mało czasu i niemal nic możliwości, by cokolwiek zrealizować. Może trochę przesadziłem z tą opieką...po prostu chodzi mi o jakiś kontakt, czasem inny niż zwykle. Sam też wracam do normy, nawiązując kontakt z... no. Jest normalnie w tej kwestii, ma być lepiej. Z tym jestem spokojny, a to dobrze. Dobrze, jak nie lepiej, bo przez cały ostatni czas prowadziłem daleko szerzące się walki. Chciałbym tylko odzyskać swoją radość i znów być wszechmocnym. Tak, jak to było kilka chwilodni wcześniej, i przy tym zostać.
Aktualnie, nic mi się nie chce. Jupi. Myśli mi się gdzieś pogubiły razem z weną, chyba poszli pić beze mnie. Jupi. Do mojego nosa dociera obcy, czyiś zapach...lubisz, uwielbiasz, ale nie możesz się przywiązywać. (ostatnio odkryłem właśnie, że czyjś zapach, zakodowany np. w jakiejś części garderoby danej osoby jest tym, co jakby 'ciągnie'... Pozwala na jej poczucie, bez aktualnej rzeczywistej i bezpośredniej obecności. A więc: do pewnego momentu, w pewnym stopniu, zapełnia pustkę, dając złudne wrażenie bliskości, obecności.) Tak, wypadałoby to oddać. Ogarnij się. Bo dobrze Ci idzie, dopóki nie zjawi się jeden z takich czynników. Zaczynam być ironiczny, prześmiewam samego siebie... YAY!!! Idź spać.
Po prostu skończyła mi się wena.