niedziela, 22 marca 2015

#0x0032: To już rok?...

...No fajnie.
W sumie dzisiaj było też ciekawie. Próba zespołu, bolą mnie palce jak nigdy.
A teraz krótko: idę spać i postaram się tu nie pojawiać. Dobranoc.

Cholernie za Wami tęsknię.

piątek, 20 marca 2015

#0x0031: A więc: Here I am.

...czyli jak to śpiewał jeden z moich ulubionych artystów, Bryan Adams.
Piszę, bo totalnie mi się nudzi.. Chociaż wiem, że nie powinienem, nie powinienem pozwalać memu umysłowi i mej psychice krążyć i zataczać się wkoło studni słów, bo....to może mnie doprowadzić do depresji. Wpadnę.
Nie ma czasu na zastanawianie się nad sobą. Zastanawianie się nad sobą nie przynosi nic dobrego, przynosi tylko złe rzeczy. Rozróżnijmy to w tym momencie od pracowania nad sobą i rozmyślania nad swoimi ruchami. To akurat, przynosi dobre rzeczy. Na przykład to, kim jestem. Bez zastanowienia się nad swoimi błędami mógłbym być....no właśnie, nie zastanawiajmy się.
A więc: Jestem na studiach. A więc? ...bez zmian, nic mi się i tak nie chce robić. :D Totalnie. "Tak bardzo."
Która to godzina? Kurczę, późno. :D Cały dzień spędziłem grając w GTA IV...ale to w końcu dlatego, że pozwoliłem sobie na totalnego lenia. Kurczę, co ja chciałem napisać? Spierdalaj debilu!... XD
Miewam o właśnie takie pustki. Spotykam kogoś, gadamy, pustka. Idziemy, cisza. Tak jakby mi mózg amputowali....XD Totalnie nie przechodzi mi przez głowę ani jedna myśl, prócz "wymyśl coś!", nosz kuuuuuuurna....haha. :D
Akceptuję to. Nie będę się zmuszał do bycia innym, jeśli tego nie czuję. Czasami mi odbija, czasami mam odwagę, ale, ale...no właśnie, to "czasami" jest właśnie fajne. Tak samo, jak święta czy urodziny. Są jedyne, wyjątkowe. Chociaż zwykle próbuję się przekonać, że nic się nie stanie, i po wielu minutach namawiania samego siebie w końcu próbuję i dostaję nagrodę, ale cóż, nie zawsze uda mi się mnie namówić. Cóż, co z tego? :P Chociaż czuję, że chciałbym być kimś innym, "lepszym". Ale jestem mną i kurczę...przecież wiesz, że masz parę osób, które Cię lubią....więc to jest właśnie piękne, nie musisz się zmieniać, możesz być sobą. Chociaż nie jest to łatwe bycie sobą, bo posiadam zbyt odmienne podejście do życia, psychikę, wszystko, więc ludzie mnie nie ogarniają, nie dogaduję się z nimi na dłuższą metę, nie mówiąc już o dziewczynach i co jakiś czas przez to cierpię. Ale kurczę, no serio?...życie jest zajebiste! - i tego się trzymać! :D
Nie wiem, o czym myślałem, zaczynając post. Wiem, że nie chcę tu być, nie mogę być, czuję niechęć, boję się tego miejsca, które jest jak najgorsze wspomnienie. Nie chcę wracać, a jeśli się będę pojawiał, to...właśnie, zagadka, czemu.
Ominęło mnie dziś zaćmienie słońca, ale do 2021 roku już niedaleko, oj tam.
Chciałbym iść spać, ale burdel na łóżku...
Jutro pierwszy dzień wiosny, wybieram się na Wyspę Słodową i mam nadzieję spotkać się z przyjaciółmi...a raczej przyjaciółkami, no bo to dziewczyny. :P
Myślę, że jest okej, bo czemu nie miałoby być? ŻYJĘ!!! :D
Jednocześnie tęsknię za swoim miastem rodzinnym, za przyjaciółmi, których tam mam. Tu, jestem poniekąd sam. Kolejny czynnik doprowadzający mnie momentami na dno studni..
ŁUP!, współlokatorki wywaliły bezpieczniki, no ładnie. Mam już ich trochę dosyć, ale mogło by być gorzej, A adrenaliny nigdy za wiele(jeżeli chodzi o wywalanie bezpieczników :D)!
Brr, zimno. Jutro musi być udany dzień, bo jak inaczej miałoby być!
IDŹ SPAĆ, miałeś nie pisać.
nie ma mnie kto uhugać na dobranoc....Tak więc, do następnego, a może i nie....czy coś. ;)

piątek, 19 września 2014

#0x0030: Przeszłości mówię: KONIEC.

Tak. To jest ostatnia rzecz, jaką piszę na "blogu". Nie potrzebuję tego, dla mnie to przeszłość. Przeszłość, której nie chcę, nie chcę wracać do czegoś, co jest powiązane ze złą przeszłością, NIE, NIGDY, SPIERDALAJ Z MEJ GŁOWY...
Wystarczająco dużo mówię sam do siebie, wystarczająco dużo rozmawiam sam ze sobą, "spokojnie" ... "nic się nie dzieje" ... "ogarnij się" ... "wyluzuj" ... "no Kuba noo, chill..." etc... Starczy mi. Jestem uprzedzony do ludzi przeraźliwie, czym mogę zagrozić swoim znajomościom, przyjaźniom... Dlatego czasem muszę siebie uspokajać. Przypomnieć sobie, co to zaufanie, że ludzie to nie są tępe dzidy pasożytujące na dziurach w mojej psychice. Dzisiaj mam tylko zrypany dzień, ale jutro, pojutrze, "za kilka dzień", naprawimy to, co się nam tym razem nie udało. Jestem ogólnie radosny. Jestem normalny. Tego staram się trzymać. Nie potrzebuję pisać, jak to mi się co udaje, co udało mi się ze sobą osiągnąć. Trzymam to dla siebie, bo w ten sposób jeszcze bardziej się z tego raduję, jeszcze bardziej mnie to bawi, powoduje uśmiech, krótki śmiech na środku ulicy ponurych ludzi.

NIENAWIDZĘ widoku tego miejsca, tej strony internetowej, nienawidzę wszystkiego co dotyczy tej pojebanej, zrytej przeszłości, kiedy to mając naście lat naprawdę miałem pięć i nie panowałem nad swoją psychiką. Tego już nie ma i nie będzie. Teraz dopiero jestem ja. Ja, ten, który niedługo ma 20-ste urodziny, ja. Jest zajebiście, i jak mówiłem, nie powiem nic.

Wyjeżdżam niedługo z dala od swojego miasta. Już na około tydzień przed, robi mi się smutno i tęskno...

Wiem jedno, co chcę powiedzieć wszystkim mym przyjaciołom, zanim wyjadę.

Naprawdę cieszę się, że Was poznałem.
Naprawdę cieszę się ze wszystkich spędzonych chwil.
Naprawdę cieszę się, że po prostu jesteście...
I że zostaliście nawet,
gdy mi odpierdalało, bezpodstawnie...

I mógłbym jeszcze długo mówić,
ale po co mówić słowami,
kiedy można to zrobić lepiej
nie używając ich.
* * *
 
 Sus, Jas, Geez and y'all people, my beloved friends...
Będę tęsknić.

poniedziałek, 10 marca 2014

#0x002F i 1/2: Serio? Idź mi stąd. ;_; Nie, stój, źle mnie rozumiesz, masz tu zostać. ._.

Czy mam co pisać? Czy żyję? A kto inny mógłby pisać? ...
Nie, nie narzekam. Jest jakoś, tako...wyszło słońce, to i się lepiej czuję, wiecie, fotosynteza. Miewam dobry humor za dnia, a tak to nie zawsze. Zżera mnie samotność, nie, nie ta wynikająca z braku ludzi, raczej ta, spowodowana brakiem połówki. I tyle.
Poza tym wszystkim daję radę. Jestem kimś nowym, choć nie zawsze się udaje tak. Uśmiecham się, cieszę, czasem wariuję, ogólnie jest dobrze. Nie ma co narzekać, bo tragedii nie ma, bywało gorzej. Nie mam co pisać, wena tym bardziej nic do tego nie ma. Numer #0x0030 zarezerwowałem na coś lepszego, specjalnego...a z racji, iż mi się pogorszył nastrój, robię "jedną drugą". Może coś jeszcze dopiszę, teraz brak mi myśli.

Wiem jedno - piątek 7.marca.2014 był zajebistym rozpoczęciem weekendu, którego nie zapomnę.

środa, 26 lutego 2014

#0x002F: Nie ma tytułu.

Nie jest źle, nie, wcale, ani trochę. Właściwie to mam już trochę bardziej wyjebane, od nowa się uczę tej sztuki. Sztuki bycia samym? Być może. Ostatnio gdzieś zgubiłem swój dobry humor, swoją radość, tak, to chyba poniedziałek był, wtedy ostatnio ją widziałem. Widziałem też, jak zaczyna powoli znikać, uciekać.. Żyję sobie w zmęczeniu bezsensownym zniechęceniu i -nej bezsilności braku ochoty whatever kropka. Wpierdalam co mi się na oczy pokaże i nie, nawet jeżeli czuję, że jestem zatkany. Piję nadzwyczajnie dużo. Śpię, ile tylko mi na to pozwalają możliwości. I nie przybieram nic a nic. Pewnie za chwilę zacznę chudnąć... Z pełnym balastem, czyli najedzony aż po same gardło i napity i wgl, ważę może z półtora - 1.5 - kilo więcej, niż na głodniaka, z rana: ~51.5/51.8 . Przy wzroście takim całkiem, niecałe 170. Oby tylko do środy za dwa tygodnie - żeby zarobić na pudełko czekolad, muszę przekraczać 50kg. Nawet jeszcze z ostatniego razu została mi jedna...otworzyłem dziś, wziąłem kawałek, po czym odkryłem, że nie mam ochoty, nie lubię...ale i tak wziąłem jeszcze dwa. Teraz się powstrzymuję, jakoś idzie - bo już dawno bym wtrynżolił całość, a potem zastanawiał się czemu i mówił sobie, że po co.. Wczoraj na kolację poszły trzy bułki, które dopchałem jogurtem, a do całości jeszcze herbata... Kurczę, leki muszę wziąć, zw. ... Dobra. Brzuch mnie boli już, ale i tak jem i piję dalej...za mną tylko zostaje ścieżka z butelek i kartonów po sokach przecierowych, kubuś, inne.. 5 w ciągu ledwie 3 dni, grejt.
Ale wcale 'tak' 'gorzej' nie jest. No dobra, jest źle. Ale. Nie zamulam, po prostu zszedłem z obrotów i leżę plackiem. Nie myślę o złych rzeczach, gdzieś zginęły, hue hue. Słucham przymulającej muzyki, która jednak nie zawsze nakłania do dołowania się. Röyksopp - The Fear , na przykład. Wciągające, momentami psychodeliczne, ciekawe brzmienie, no i energiczne, jak na ten utwór. Jeśli zechcę, to nawet się przy tym pobujam, a co!.. Następny utwór jednak, Coming Home, już taki uniwersalny nie jest, zresztą można po samym tytule co nieco wywnioskować. (...) Generalnie(o tym już też coś pisałem).; no nie jest źle, póki się uśmiecham, podchodzę do wszystkiego na luzie, pocieszam sam siebie jak najlepszy przyjaciel(no dobra, to nie jest dobre, tzn odpowiednie) i uspokajam, nie przejmuję się zanadto, śmieję się.. W kwestii uśmiechania, śmiania się, jest jednak to tylko tak: bo jeżeli, to najprawdopodobniej myślę o czymś dla mnie miłym, najbliższym, może o pomysłach na czyjeś urodziny lub raczej o radości, jaką by to sprawiło drugiej osobie. Wtedy naprawdę wydaje się być to prawdziwe i szczere. Szkoda tylko, że to tylko pomysły, plany...a nie rzeczywistość. ... Brakuje mi pełnego towarzystwa kogoś z przyjaciół. Chciałbym przez chwilę nawet, by ktoś się mną zaopiekował, pobył, posiedział, żebym nie musiał sam do siebie mówić: "ciii, spokojnie, już dobrze...nic się nie dzieje, uspokój się, nie ma się czym i o co martwić." . Mam od groma pomysłów na spędzenie czasu, wiele słów do wypowiedzenia, a tak mało czasu i niemal nic możliwości, by cokolwiek zrealizować. Może trochę przesadziłem z tą opieką...po prostu chodzi mi o jakiś kontakt, czasem inny niż zwykle. Sam też wracam do normy, nawiązując kontakt z... no. Jest normalnie w tej kwestii, ma być lepiej. Z tym jestem spokojny, a to dobrze. Dobrze, jak nie lepiej, bo przez cały ostatni czas prowadziłem daleko szerzące się walki. Chciałbym tylko odzyskać swoją radość i znów być wszechmocnym. Tak, jak to było kilka chwilodni wcześniej, i przy tym zostać.
Aktualnie, nic mi się nie chce. Jupi. Myśli mi się gdzieś pogubiły razem z weną, chyba poszli pić beze mnie. Jupi. Do mojego nosa dociera obcy, czyiś zapach...lubisz, uwielbiasz, ale nie możesz się przywiązywać. (ostatnio odkryłem właśnie, że czyjś zapach, zakodowany np. w jakiejś części garderoby danej osoby jest tym, co jakby 'ciągnie'... Pozwala na jej poczucie, bez aktualnej rzeczywistej i bezpośredniej obecności. A więc: do pewnego momentu, w pewnym stopniu, zapełnia pustkę, dając złudne wrażenie bliskości, obecności.) Tak, wypadałoby to oddać. Ogarnij się. Bo dobrze Ci idzie, dopóki nie zjawi się jeden z takich czynników. Zaczynam być ironiczny, prześmiewam samego siebie... YAY!!! Idź spać.
Po prostu skończyła mi się wena.